Bar powoli zaczynał się wyludniać, gdy znad kolejnej whiskey zapytałem Kosę:
-Byłeś kiedyś w sytuacji, gdy nie wiedziałeś, czy możesz zaufać komuś, kogo kochasz i nie mówisz tej osobie wszystkiego, bo chcesz ją chronić?- Przełknąłem kolejną szklaneczkę, krzywiąc się.
-Wiele razy, a co?- Odpowiedział unosząc brwi.
-To cholernie ssie- stwierdziłem kwaśno, obracając na barze puste naczynie.
-Całe życie jeszcze bardziej ssie- zauważył, jakby chciał mnie w jakiś sposób pocieszyć.
Wierz mi, coś o tym wiem- pomyślałem ponuro.
-Ta dziewczyna, którą chcesz chronić wie?- Zapytał lejąc kolejnego.
Wie- nagle z zaskoczeniem podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy- zaraz, nie mówiłem, że chodzi o dziewczynę-- powiedziałem obronnym tonem.
Barman zaśmiał się cicho, przepraszająco i także nalał sobie drinka, mówiąc:
-Tak to już jest w młodym wieku, Magnus- pierwszy raz od lat zwrócił się do mnie po imieniu.- Sam miałem kiedyś siedemnaście lat- dorzucił wymownie.
-Chłopaki, nie uwierzycie- odezwał się zaaferowany Harleyowiec opierając się na kontuarze.
Spojrzałem nań przeczuwając kolejne kłopoty.
-Zaraz... Dopiero co cię widziałem, Ping-pong- zauważył marszcząc czoło w zastanowieniu.
Chwyciłem go za kurtkę i potrząsnąłem nim mocno, pytajac ostro:
-Gdzie to było??
-Co z tobą? Masz zaniki pamięci i nie wiesz, gdzie byłeś?- Zapytał zdezorientowany.
-Gadaj co się stało- wypaliłem rozzłoszczony.
-Jesteś we wszystkich wiadomościach. Człowieku, obrobiłeś bank- powiedział nieco starszy ode mnie chłopak.
Zerwałem się sprzed baru i długo wlepiałem w niego zdumiony wzrok.
-CO TAKIEGO??- Wychrypiałem z rozszerzonymi z zaskoczenia oczami, gdy Kosa włączył TV.
-Poszukiwany to ten młody mężczyzna. Metr siedemdziesiąt dwa wzrostu, ciemnobrązowe oczy i krótkie, czarne włosy. Szczupła, atletyczna budowa ciała. Spośród znaków szczególnych świadkowie wymienili tatuaż na obu rękach i szyi, oraz czarne paznokcie- mówił dziennikarz, a w tle odtwarzano nagranie z kamer przemysłowych banku.
-Niech to szlag... To naprawdę nie ja...- zacząłem.
-Siedzi tu od kilku ładnych godzin. Chyba nie myślisz, że można być w dwóch miejscach naraz- zauważył z rozdrażnieniem Kosa.
Pijąc wpatrywałem się w kolejne nagranie z kamer i wtedy mi zaświtało. Ostatnio nie miałem czasu zastanawiać się nad tym, co robi mój...
O, jasna cholera..!
-JEFF!- Warknąłem upuszczając szklankę.
Kosa i Harleyowiec wymienili zdziwione spojrzenia.
-Kim jest ten cały Jeff??- Zapytał ostrożnie ten ostatni.
-To mój brat bliźniak- odpowiedziałem zakładając czarną kurtkę, szybko wypadłem z baru i zakładając kaptur czarnej bluzy ruszyłem szybkim krokiem chodnikiem.
Od tamtego wieczoru, gdy Judith prawie przeze mnie nie zginęła, jedynym miejscem, gdzie potrafiłem w spokoju myśleć był cmentarz. Przeskoczyłem kutą bramę i wchodząc na teren nekropolii wsunąłem dłonie w kieszenie i ruszyłem na spacer.
Wiedziałem, że skoro nie mówię jej zbyt wiele, może uwierzyć, że okradłem ten cholerny bank, a co gorsze (i o tym nie chciałem nawet myśleć) Jeff odbierze mi ją i skrzywdzi.
-Ale jak mam dowieść swojej niewinności?- Zapytałem szeptem samego siebie.
Rozsądek nakazywał mi szybką ucieczkę. Natomiast instynkt i wrodzona arogancja chciały walki o honor. Pomiędzy nimi pojawiła się mgła strachu, że nikt mi nie uwierzy. Mimo, że byłem popularny, nie trzymałem się z nikim z klasy, poza Judith. Nikt również nie wiedział, że mam brata bliźniaka, który łatwo może się mnie pozbyć, wrabiając mnie w jakiekolwiek przestępstwo...
-Co mam uczynić, Ojcze..?- Szepnąłem z nadzieją patrząc w pogodne, rozgwieżdżone niebo; choć wiedziałem, że On mi nie odpowie.
Judith Church, uczennica liceum.
Zakochana w demonie.
Przysiadł na jednym z grobów na odległym końcu cmentarza i biorąc w dłoń czerwony znicz z krzyżem wpatrywał się w płomień, który rzucając zza szkła przytłumiony czerwonawy blask na jego bladą twarz, jeszcze bardziej uwydatniał jego ostre, przystojne rysy, które nagle stały się jeszcze ostrzejsze.
-Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę- mruknął do siebie, wpatrując się w znicz pogrążony w myślach.- Ale który z nas zbiera burzę..?- Szepnął z rozpaczą.- ONA nigdy mi nie zaufa.. Jestem demonem...
Magnus Angel
ex-Serafin
Demon szóstego Kręgu Piekieł zakochany w Śmiertelniczce
Ojcze, jestem pieprzonym demonem.
PRZEGRAŁEM.
Przegrałem całe swe życie...
I kogo mam błagać o miłosierdzie? O litość?
O MIŁOŚĆ...?
Jud, kochanie...
Dzięki Tobie poznałem nie tylko uczucie, którym mnie darzysz, ale i to, że zawsze walczysz.
Nie walcz o mnie. Nie zasłużyłem sobie na to, nie jako demon- jako ktokolwiek.
Skarbie, błagam... Odpuść mi i pozwól...
ODDAĆ ZA CIEBIE ME DEMONICZNE ŻYCIE...
Kocham
Magnus.
PS. Wybacz mi to wszystko...
Długo patrzyłem na liścik w swojej dłoni, zastanawiając się, czy powinienem tak to załatwiać... Zupełnie nagle dłoń, w której trzymałem karteczkę rozbłysła ogniem i patrzyłem jak ta powoli zmienia się w popiół.
Przez następne dwa tygodnie było mi ciężko. Na każdym kroku czułem się osaczony, a każde napotkane przeze mnie na ulicach spojrzenie zdawało mi się oskarżycielskim. Poza tym czułem w sobie przeogromną pustkę, bo tęskniłem za Judith.
Kolejny raz przystanąłem w ciemnej i obskurnej, bocznej uliczce i wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Wciskając boczny przycisk, przesunąłem palcem po ekranie robiąc wzór, a wyświetlacz zajaśniał, obwieszczając mi:
"Masz 15 nieodebranych połączeń" oraz "Masz 7 nowych wiadomości".
Stuknąłem palcem w pierwsze powiadomienie. Wszystkie przychodzące połączenia były od Judith. Westchnąłem ciężko i przeszedłem do sms-ów.
Trzy ostatnie brzmiały następująco:
Wiem, że to nie ty, tylko Jeff okradł ten bank
Tęsknię za tobą, zadzwoń
Magnus, chcę ci pomóc. Bardzo za tobą tęsknię i jest mi ciężko. Chcę cię zobaczyć.
Nie chcę dawać ci dobrych rad, ale przestań uciekać, bo możesz sobie zaszkodzić.
Chcę cię zobaczyć, martwię się; że coś ci się stało
Magnus muszę cię natychmiast zobaczyć. Policja była u mnie przed chwilą.
Wiedzą, gdzie jesteś. Ktoś zgłosił, że cię widział. Uciekaj, gdziekolwiek jesteś.
Wiem, że myślisz; że ktoś niepowołany ma ten telefon, ale świnia gdacze
Spotkajmy się w dzielnicy magazynowej, na tyłach pod magazynem 444 za pół godziny, coś wymyślę.
Świnia gdacze. Te dwa słowa wyjątkowo rzuciły mi się w oczy, bo było związane z nimi pewne wspomnienie. Wsuwając telefon do kieszeni czarnej bluzy zapiąłem ją na zamek i zakładając kaptur zawróciłem na pięcie. Prześlizgując się wzrokiem po ludziach dostrzegłem policjanta i starając się wyglądać jak najspokojniej ruszyłem szybkim krokiem spowrotem.
-Proszę pana!- zawołał za mną policjant, a ja zakląłem cicho i jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku.- Stój!- Puszczając się za mną w pościg rzucił coś do trzeszczącego urządzenia.
-Teraz to dopiero się wpakowałem- mruknąłem wlatując w kolejną ciemną uliczkę. Wyczuwając, że stróż prawa jest coraz bliżej wlazłem na kontener i wskakując doń zakopałem się w workach pełnych śmieci, zostawiając maleńką dziurkę na powietrze i, żeby obserwować wydarzenia. Funkcjonariusz zajrzał uważnie do śmietnika i zatkał nos, przeklinając soczyście.
-No, tu by raczej nie wlazł- kopnął ze złością w blachę a ja zacisnąłem zęby, czując wibracje całego kontenera.
Po dwudziestu minutach, gdy kroki policjanta ucichły, wyskoczyłem ze śmietnika i rozglądając się, czy nikogo nie ma w pobliżu chciałem użyć mocy, by teleportować się w miejsce spotkania, gdy nagle jakiś głos przemówił tuż za mną:
-Poratuj biedaka paroma groszami- powiedział błagalnie, siedzący pod kontenerem, a ja aż podskoczyłem z okrzykiem.
Brudny, cuchnący i zarośnięty bezdomny spojrzał na mnie i cofnął rękę, którą trzymał mnie za rękaw.
-Rany, człowieku... Aleś mnie wystraszył- wyszeptałem głośno, odwracając się ku niemu.
-Ja.. Ja nie chciałem- zaczął przepraszająco wpatrując się we mnie z nadzieją. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem kilka banknotów, a oczy menela zapłonęły dziwną radością lecz zanim mu je podałem, powiedziałem:
-Nie widziałeś mnie tutaj, jakby ktoś pytał. Forsę znalazłeś na ziemi, jasne?- Zastrzegłem patrząc mu prosto w oczy.
-Tak było, Kierowniku- oznajmił ochoczo, a ja rzuciłem w niego zwitkiem i ruszyłem szybkim krokiem z dłońmi w kieszeniach.
Po drodze minąłem jeszcze kilku śpiących bezdomnych, więc postanowiłem otworzyć jedno z pęknięć w czasoprzestrzeni, których w mieście było od cholery.
Nie dostrzegłem jednak, że wśród bezdomnych był ów policjant, który wcześniej mnie gonił.
-Hej, stój!- Nakazał, a ja odwracając głowę potknąłem się o coś i wpadłem do portalu. Zanim się zatrzasnął zobaczyłem zszokowany wyraz twarzy mundurowego i dwóch żuli, których obudził błysk mocy.
}{
Wyrzuciło mnie tuż za Judith, na którą wpadłem zwalając ją z nóg.
-Złaź ze mnie, pijusie, bo ci gazem po gałach jebnę- warknęła ostro i groźnie.
-Taa, a świnia gdacze- odparłem, do swoich myśli. Poczułem, że spięła się mocno pode mną, jakby niedowierzała lub była przerażona, że ktoś mógł złamać nasz szyfr.
Zepchnęła mnie z siebie i blokując mi ręce i nogi zsunęła mi z głowy kaptur z nieufnym wyrazem twarzy.
Judith Church, uczennica liceum
Zakochana w demonie
Długo wpatrywałam się w tę bladą twarz o ostrych rysach i oczach w barwie przypalonego karmelu, starając się dociec, czy to naprawdę on, a nie Jeff. Serce waliło mi mocniej, a oddech tak strasznie przyspieszył, że zaczęło kręcić mi się w głowie. Nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet wtedy; gdy jeszcze spotykałam się z Jonathanem. Wszystko w zasięgu wzroku wirowało jak dziecięcy wiatraczek podczas wiatru.
-Spokojnie. Oddychaj głęboko- szepnął sadzając mnie pod ścianą magazynu. Oparł mnie troskliwie o siebie i zamknął moje dłonie w swoich, po czym podmuchał na nie kilka razy pocierając je swoimi.- Przy mnie nic ci nie grozi- uspokajał mnie szeptem.
Kiedy już ochłonęłam, przesunęłam się lekko i przycisnęłam się do jego boku. Objął mnie czule i pocałował we włosy.
-Wolę, gdy pachniesz pastelami- powiedział szeptem.
-Ja też nie lubię, gdy cuchniesz gnijącymi śmieciami- odparłam pociągając nosem.
Zaśmiał się cicho.
-Policjant mnie gonił- wyjaśnił spoglądając na mnie smutno.- Tęskniłem za tobą- wyznał odwracając wzrok i już wiedziałam, że to naprawdę on.
Magnus niezbyt często okazywał uczucia, ponieważ miał je od niedawna. Poza tym obawiał się, że ktoś inny mógłby wykorzystać je przeciwko niemu i ogromnie go zranić. Pomimo swojej mocy demona stał się o wiele bardziej ludzki, niż był w chwili, gdy go poznałam. Był ciepły i opiekuńczy.
-Gdzie jest Castiel?- Zapytał nagle zaniepokojony, przypominając sobie o moim aniele stróżu.
Magnus Angel
ex-Serafin
Demon szóstego Kręgu Piekieł zakochany w Śmiertelniczce
-Wymknęłam mu się- odpowiedziała z diabelskim uśmieszkiem.
-No, raczej nie- powiedział tuż nad nami głos Castiela, a blondi zrobiła zdumioną minę. Sfrunął z dachu magazynu i podniósł mnie do pionu, po czym zarobiłem od niego mocny policzek.- Gdzie byłeś, do ciężkiej cholery?! Mogła przez ciebie wylądować w szpitalu. Wiesz, ile nocy przez ciebie przepłakała??- Warknął potrząsając mną z wściekłością w oczach.
-Cas, ja nadal tu stoję- upomniała Jud lecz anioł nawet na nią nie spojrzał. Wpatrywał się we mnie, mrużąc oczy rozwścieczony.
-Chciałem ją chronić. Dobrze wiesz, że Jeff chce...- zacząłem, ale przerwał mi, mówiąc:
-I ZNISZCZY CIĘ POPRZEZ MOJĄ PODOPIECZNĄ- syknął z gniewem- A mnie razem z tobą, ty brudny Pasożycie- Oznajmił lodowato.
-Cas, przestań!- Prychnęła rozgniewana Judith, nerwowo poprawiając czapkę. Nie lubiła stawać pomiędzy nami, bo wtedy czuła się bardzo rozdarta.
-Liczyłem, że Jeff podąży za mną i da jej spokój- powiedziałem, czym chyba doprowadziłem Castiela do jeszcze większej furii, bo aż się zatrząsł.
-On nie zawsze musi robić to, co sobie chce jaśnie pan Magnus. Narażasz moją Podopieczną na niebezpieczeństwo ze strony tobie podobnych plugawych Pasożytów- nawarczał na mnie, a Judith znów otworzyła usta z zamiarem upomnienia anioła.
-Nie, Judith. On ma rację- powiedziałem cicho.- Jeff nie zawsze musi postępować tak, jak sobie zamarzę i przeze mnie mógłby cię skrzywdzić- oznajmiłem z goryczą wlepiając wzrok w popękaną, betonową nawierzchnię.- Anioły i demony szykują się do wojny i brakuje jeszcze, żeby Upadli się przyłączyli.
-Sam jestem Upadłym, gdybyś nie pamiętał- odparł wyjątkowo niezadowolonym tonem.
-Mnie chodziło o tych, którzy mają Lennika- oznajmiłem, czując jak Judith skacze po nas oczami próbując cokolwiek z tego zrozumieć.
Przez długie minuty piorunowaliśmy się wściekłymi spojrzeniami, gdy blondynka weszła pomiędzy, siłą rozdzielając nas obu, domagając się jakichkolwiek wyjaśnień.
-Skarbie- zacząłem kręcąc odmownie głową.
-Chcę wiedzieć- oznajmiła zdecydowanym tonem.
Spojrzałem z nadzieją na Castiela, przekazując mu błagalnym wzrokiem, żeby spróbował przemówić jej do rozsądku. Obaj wiedzieliśmy, że każda wiedza związana z naszym światem może sprowadzić na nią niebezpieczeństwo.
Jednakże nie miałem pojęcia, że powinienem przygotować się na najgorsze.